Przejdź do głównej zawartości

Żydzi - nieuleczalny przypadek szachofilii


DANIEL GRINBERG

Tajemnicze związki Żydów z szachami, widoczne gołym okiem w rankingach najwybitniejszych szachistów wszystkich czasów, są od lat przedmiotem niezliczonych spekulacji i pseudonaukowych teorii. Czynników sprawczych, przesądzających o wyjątkowych predyspozycjach do gry na 64-polowej planszy, podzielonej na przemian na białe i czarne kwadraty, doszukiwano się już we wszystkim: specyfice Talmudu, skłonności do spekulatywnego myślenia, zdolnościach matematycznych i językowych, cechach religii żydowskiej, ale także w historii, ogólnych warunkach życia czy w strukturze zawodowej. 
Równie często powoływano się na wykształcone historycznie odrębności psychologiczne, sprzyjające zdolnościom do tego typu rywalizacji, jakiej wymaga gra w szachy - połączenia doskonałej pamięci z inwencją intelektualną, koncentracją, cierpliwością i silną wolą. Nie trzeba dodawać, że zdecydowana większość tak konstruowanych wyjaśnień nie spełnia podstawowych wymagań logiki i naukoznawstwa. Do dziś na przykład nikt nie wyjaśnił, dlaczego spekulatywne albo psychiczne uzdolnienia przedstawicieli "narodu wybranego" nie objawiają się z podobną mocą, powiedzmy, przy grze w brydża sportowego.
Dla równowagi należałoby też przypomnieć nieliczne głosy złośliwców, usiłujących podważyć tezę  o szczególnych predyspozycjach "plemienia Dawidowego" bądź szczególnym wkładzie w szachy.
Odpowiednikiem słynnego pamfletu Ryszarda Wagnera z 1850 roku, demaskującego rzekomą podrzędność i wtórność "żydowskiej muzyki", jest zbiór artykułów Aryjskie i żydowskie szachy (1943), napisany przez prohitlerowsko nastawionego pogromcę Capablanki, wieloletniego mistrza świata Rosjanina Aleksandra Alechina
Można się odeń dowiedzieć, iż Emanuel Lasker i jemu podobni usiłowali sprowadzić piękną grę w szachy na manowce, forsując grę obronną, podczas gdy jej prawdziwe piękno ujawnia się jedynie w ofensywie, cechującej graczy aryjskich. "Żydowskie szachy" charakteryzuje, jego zdaniem, oportunizm, chytrość oraz dążenie do zwycięstwa za wszelką cenę. 
Alechin nie mógł oczywiście przewidzieć, że niezrównanym mistrzem dynamicznej, ofensywnej rozgrywki stanie się w dwadzieścia lat później Bobby (Robert James) Fischer z Brooklynu, powinien był jednak pamiętać, że twórcą Hypermodern School, szukającej skutecznego antidotum na przewagę defensywy w Modern School Wilhelma Steinitza, był Żyd węgierski Richard Reti (1889-1929). 
Mit rzekomej jednorodności szachistów żydowskich skutecznie rozwiał niedawno Julio Ganzo w "Chessology", wskazując, iż trzy z czterech nurtów teoretycznych składających się na szachy współczesne zapoczątkowane zostały przez osoby pochodzenia żydowskiego: tendencja psychologiczna - przez Laskera, naukowa - Tarrascha i
"energetyczna" [sic!] - Breyera. Poza podejrzeniami ostał się jedynie nurt pozycyjny genialnego Kubańczyka - Capablanki, mistrza gry kombinacyjnej.
Miast wdawać się w wątpliwe uogólnienia, porzućmy w tym miejscu, z ostrożności, pasjonującą kwestię przyczyn żydowskiej szachofilii i zajmijmy się samymi objawami, tj. prezentacją sylwetek wybitnych adeptów Caissy (bogini szachów) o jednoznacznie żydowskich korzeniach. Główny kłopot polega tu przede wszystkim na selekcji, ponieważ pomiędzy rokiem 1850 a 1980 większość mistrzów świata (i pokaźny procent arcymistrzów) spełniało to kryterium.
Przedwojenna reprezentacja Polski, odnosząca ogromne sukcesy na Olimpiadach Szachowych, składała się prawie w 100 procentach z żydowskich szachistów, podobnie jak i inne zespoły z Europy Środkowej. Nieliczni, którzy ocaleli, z Michałem Najdorfem na czele, nie wrócili już do kraju. W powojennych reprezentacjach państw dotkniętych Szoa nazwiska żydowskie pojawiają się często jedynie w ekipie węgierskiej. 
Ale jeszcze w końcu lat sześćdziesiątych mistrzem Polski został młodziutki Jerzy Lewi (1949-1972). Utalentowany szachista zdołał pokonać samego Michaiła Tala, nim popełnił samobójstwo jako emigrant w Sztokholmie.
Doprawdy cudów zręczności musiał dokonywać mistrz międzynarodowy Władysław Litmanowicz w swojej okrytej smutną sławą publikacji Polscy szachiści 1945-1975 (1976), aby nie pomieścić w niej żadnego "nieczystego rasowo" zawodnika. Choć współcześnie związki Żydów z szachami
wydają się nieco słabnąć, to jednak w dalszym ciągu stanowią fenomen godny zainteresowania.
Dość powiedzieć, iż według danych Akademii Szachowej założonej w 1994 roku w Tel Awiwie, pod względem liczby mistrzów międzynarodowych Izrael zajmuje 5. miejsce na świecie, zaś w przeliczeniu na jednego mieszkańca ustępuje jedynie Islandii. Obliczenia te nie uwzględniają obywateli innych krajów.
Szachy wywodzą się prawdopodobnie z Indii, ale już w X wieku poświęcali im uczone traktaty Arabowie. Wśród znanych nam średniowiecznych mistrzów i teoretyków tej gry pojawiają się sporadycznie zarabizowane nazwiska żydowskie. Komentarze do Talmudu świadczą niezbicie, żebyła ona znana i lubiana wśród Sefardyjczyków zamieszkujących XII-wieczną Hiszpanię. Pierwotnie była to zapewne rozrywka kobieca. 
Twórcy Midraszy nie mieli wszakże wątpliwości, że już król Salomon rozgrywał zwycięskie partie ze swoim doradcą Benajahem ben Jehudą. Pochlebne wzmianki o szachach znajdujemy nawet w pismach Majmonidesa i Judy Halewiego. Wiadomo również, iż w roku 1575 pewien rabin z Cremony potępił "wszystkie gry, z wyjątkiem szachów". Aby w pełni docenić sens tych informacji, należy uprzytomnić sobie, że w wielu krajach chrześcijańskich gry tej okazjonalnie zakazywano, a także, iż zwalczana była przez duchownych (na szczęście nieskutecznie) z uwagi na związany z nią hazard. W późniejszych czasach wspólna namiętność do spędzania wolnych chwil przy szachownicy umocniła przyjaźń Mosesa Mendelssohna z Gottholdem Lessingiem, fundamentalną dla przebiegu Haskali. Matematyk Jakub Einchenbaum, jeden z czołowych przedstawicieli drugiego pokolenia berlińskiej Haskali, poświęcił zmaganiom białych z czarnymi długi poemat zatytułowany Ha keraw (Bitwa).
Na ziemiach polskich tłumaczenia traktatów szachowych na hebrajski ukazywały się sporadycznie od XVI wieku. W roku 1809 Zewi Ulri Rubinstein przetłumaczył na hebrajski inny XVII-wieczny podręcznik szachowy Kalabryjczyka Gioacchimo Greco. Podobno do tego właśnie wydania sięgnął w chederze 14-letni Akiba Rubinstein, próbując zgłębić tajniki Caissy. Nie znamy z nazwiska "żydka" (tak u Trembeckiego), warszawskiego mistrza, który udzielił surowej lekcji jakiemuś pyszniącemu się Anglikowi (kto ciekawy szczegółów, niech zajrzy do Gier i zabaw różnych stanów Łukasza Gołębiowskiego z roku 1831). 
Pierwszy portret w długiej galerii wybitnych szachistów polsko-żydowskich przedstawiać zatem może, z konieczności, dopiero Szymona Winawera (1838-1919), syna Abrahama, zamożnego kupca warszawskiego (spirytus i towary kolonialne) i właściciela kamienic na Nalewkach. Ten bywalec warszawskich kawiarni, grający dotąd wyłącznie towarzysko, objawił się niespodziewanie w roku 1867 jako postać wybitna, zajmując drugie miejsce w wielkim turnieju paryskim (ex aequo ze Steinitzem). Powtórzył ten wyczyn w roku następnym, by odtąd utrzymywać się w gronie najwyżej cenionych mistrzów aż do turnieju londyńskiego w 1883 roku. Życiowy sukces odniósł w 1875 roku w Petersburgu, gromiąc koalicję rosyjskich mistrzów z Czigorinem na czele. "Tygodnik Ilustrowany" zamieszczał szerokie relacje Winawera z turniejów, w których uczestniczył. W teorii szachów pozostawił po sobie atak, kontrgambit i wariację nazwaną od jego imienia, którą rozwinęli później twórczo, z wielkim dla siebie pożytkiem, Botwinnik i Fischer. Warto też pamiętać, iż wziął czynny udział w powstaniu styczniowym, podczas turniejów silnie akcentował swój polski patriotyzm i konsekwentnie odmawiał udziału w turniejach wszechrosyjskich. 
Jego krewnym był znany przedwojenny literat Bruno Winawer.Na tle europejskim Szymon Winawer nie był bynajmniej prekursorem. Już w pierwszych dekadach wieku wielką sławą okrył się Rabi Aaron Alexandre (1765-1850), wywodzący się z Niemiec, niestrudzony propagator rywalizacji na szachownicach we Francji i Anglii. Przez prawie 40 lat prowadził w Paryżu kawiarnię szachową konkurująca ze słynną Cafe de la Regence, a następnie, w Londynie, pierwszy klub szachowy. Był też autorem pierwszej obszernej encyklopedii debiutów (1837) i najwybitniejszym problemistą epoki. 
To właśnie powstanie kawiarni i klubów szachowych umożliwiło utalentowanym Żydom, w znacznej części imigrantom z Europy Wschodniej, wejście w świat profesjonalnych szachistów. W połowie XIX wieku do elity należeli m.in. Janos Jakab Loewenthal - uchodźca z Węgier do Stanów Zjednoczonych po wydarzeniach Wiosny Ludów, a potem wieloletni sekretarz i menedżer British Chess Association oraz wydawca specjalistycznych czasopism, Dawid Harrwitz z Niemiec osiadły w Paryżu, oraz protegowany Rotszyldów Ignaz Kolisch (po 1880 baron von Kolisch) z Preszburga, bankier i spekulant giełdowy. 
Po 1863 roku do uczestników turniejów w Cafe de la Regence dołączył przybyły z Polski Samuel Rosenthal, późniejszy zwycięzca z Paryża w 1880 roku i pogromca w Baden-Baden byłego mistrza świata dra Anderssena. Największą popularność zjednały mu jednak seanse symultanicznej gry na ślepo na wielu szachownicach. W tej ostatniej specjalności przyćmili go dopiero w XX wieku inni wybitni szachiści żydowscy: Gyula Breyer, Miguel Najdorf i George Koltanovsky.
Pierwszym mistrzem świata wyznania mojżeszowego był Wilhelm Steinitz (1836-1900), dzierżący to miano w latach 1886-1894, a nieoficjalnie (po pokonaniu Anderssena) już od roku 1866. Ten matematyk z wykształcenia, urodzony w Pradze, reprezentował kolejno barwy Austrii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Już jako dojrzały szachista, odrzucił grę kombinacyjną na rzecz stworzonego przez siebie od podstaw systemu gry pozycyjnej. Zakładał on, iż sukces końcowy jest efektem kumulacji drobnych korzyści cząstkowych. Potwierdzeniem słuszności tej koncepcji było zwycięstwo nad Janem Zukertortem (urodzonym w Lublinie!), głównym rywalem do tronu mistrzowskiego. Opracowania teoretyczne Steinitza stały się odtąd Biblią dla przynajmniej dwóch kolejnych pokoleń szachistów. 
Za jego uczniów uważali się m.in. Siegbert Tarrasch, Savielly (Ksawery) Tartakower, Aron Nimzowitsch wywodzący się z Rygi i wreszcie najsłynniejszy z nich wszystkich - Emanuel Lasker (1868-1941) - matematyk i filozof. To właśnie Lasker pozbawił Steinitza tytułu mistrzowskiego w 1894 roku i bronił go przez kolejnych 27 lat. Noga powinęła mu się dopiero w niefortunnym pojedynku z Jose Raulem Capablanką, rozegranym w Hawanie. Urodzony w Barlinku (wówczas Berlinchen), gdzie jego ojciec pełnił podrzędną funkcję w synagodze, Emanuel zapoznał się z szachami przypadkowo w 11 roku życia, podczas wizyty u rodziny w Berlinie. 10 lat później, w okresie studiów w Berlinie, był już mistrzem Niemiec, a po dalszych 5 latach niekwestionowanym liderem światowych rankingów. 78 procent punktów zdobytych przezeń w turniejach, w których uczestniczył w ciągu niezwykle długiej kariery, daje mu także jedną z czołowych pozycji w całej dotychczasowej historii tej gry. Do osiągnięć turniejowych dorzucić także wypada zasługi teoretyczne Laskera, propagującego czysto psychologiczną wizję szachów jako walki umysłów. Odrzucał przy tym wszelkie dogmaty, a zdrowy rozsądek stawiał wyżej niż ścisłą teorię odwołującą się do nauki (w czym celował Tarrasch). Swoim zwolennikom zalecał schodzenie ze ścieżek wydeptanych przez schematyczne teorie debiutów. W przeciwieństwie do wielu swoich poprzedników i następców nie bał się popełniania błędów, bowiem uważał je za organiczną część samej gry, a nie coś, co psuje jej piękno i da się z niej, wysiłkiem woli bądź intelektu, wyrugować. Emanuel Lasker był też niezłym brydżystą, a jako matematyk miał duży wkład w teorię gier oraz teorię rachunku geometrycznego, wykorzystywaną m.in. w dzisiejszych komputerach. Jako filozof polemizował z Albertem Einsteinem, który nota bene napisał wstęp do jednej z jego biografii. Poświęconą mu książkę Borys Wajnsztajn zatytułował zwięźle - Myśliciel i trudno doprawdy odmówić mu racji.
Spośród wybitnych polsko-żydowskich szachistów doby Laskera na szczególną uwagę zasługują niewątpliwie Dawid Janowski (1868-1927) i Akiba Rubinstein (1882-1961), dwaj pechowi pretendenci do zaszczytnego tytułu mistrza świata. Ten pierwszy, urodzony w Wołkowysku, ale przez większą część życia związany z Francją (w Cafe de la Regence pojawił się już w końcu roku 1891), objawił swój talent zwycięstwami w Paryżu, Wiedniu i Monte Carlo (gdzie pamiętany jest do dziś, bo całą wygraną sumę przepuścił natychmiast w kasynie). 
Mimo pojedynczych zwycięstw nad całą światową elitą (m.in. Steinitzem, Laskerem, Capablanką i Alechinem) natura hazardzisty uniemożliwiła mu sukcesy na miarę oczekiwań. Jego niecierpliwa, kapryśna gra odznaczała się finezją i dramatycznym napięciem, toteż często toczone przezeń partie otrzymywały nagrody "za piękno". W dwumeczu z Laskerem, stoczonym dopiero po upływie 10 lat od chwili, gdy rzucił mistrzowi wyzwanie, i nie był już w najwyższej formie, poniósł druzgocącą porażkę. Zmarł na gruźlicę podczas małego turnieju na Francuskiej Riwierze, choć niekoniecznie w nędzy i opuszczeniu, jak utrzymują niektórzy biografowie.
Jeszcze gorzej obszedł się los z Rubinsteinem, być może najbardziej utalentowanym ze wszystkich szachistów pochodzących z ziem polskich. Akiba urodzony w Stawiskach (gubernia łomżyńska) 12 października 1882 roku jako dwunaste, najmłodsze dziecko w ubogiej rodzinie rzemieślniczej, przygotowywany był przez dziadków do studiów talmudycznych, ale kawiarnia szachowa Steinsa odciągnęła go skutecznie od jesziwy w Białymstoku. W tętniącej życiem Łodzi, dokąd przeprowadził się w 1901 roku, znalazł wkrótce odpowiednie dla siebie środowisko. Pod opieką Henryka Salwego już po 4 latach wygrał duży europejski turniej w Barmen, przebijając się do czołówki. W ciągu całej kariery zwyciężył aż w 21 turniejach spośród 61, w których brał udział; w 14 zajmował drugie lokaty. "Rokiem Rubinsteina" nazwano serię jego sukcesów z roku 1912, gdy w 5 wygranych kolejno turniejach, od San Sebastian po Warszawę, pozostawił za sobą najlepszych szachistów świata. Pretendentem do fotela mistrzowskiego stał się łódzki szachista już od roku 1909, po efektownym pokonaniu Laskera w turnieju petersburskim, ale dopiero teraz pod presją międzynarodowej opinii, mistrz zgodził się łaskawie na taki pojedynek. Na przeszkodzie realizacji marzeń stanęła jednak wojna. Rubinstein utracił w niej majątek, zdrowie, a przede wszystkim odporność psychiczną. Po wojnie osiadł w Berlinie, a od roku 1926 w Belgii, pozostając jednak reprezentantem Polski i występując sporadycznie w krajowych mistrzostwach. Siła jego gry nie była już jednak tak wielka jak dawniej. Po olimpiadach szachowych w 1930 i 1931 roku, podczas których bardzo przyczynił się do zdobycia tytułu mistrzowskiego i wicemistrzowskiego przez reprezentantów Polski (wraz z Ksawerym Tartakowerem, Dawidem Przepiórką, Kazimierzem Makarczykiem i Paulinem Frydmanem), ujawniła się choroba psychiczna, która zmusiła go do zakończenia kariery. Wojnę przeżył, ukrywając się w brukselskim szpitalu. Zmarł osamotniony w domu starców w 79. roku życia. Rubinstein, nazywany "szachowym Spinozą", miał ogromne zasługi dla rozwoju teorii debiutów i gry końcowej. Swoich rywali przewyższał ogromnym repertuarem posunięć, który zawdzięczał fenomenalnej pamięci. Do szachów miał podejście estetyczne, przeciwstawne laskerowskiej koncepcji gry jako walki. Uroda partii była dlań ważniejsza od zwycięstw. 
Na jednym z łódzkich turniejów w roku 1917 swoje umiejętności w pojedynku z Rubinsteinem miał okazję sprawdzić sześcioletni Szmulek Rzeszewski, "cudowne dziecko" z Ozorkowa. Po latach jako Samuel Reshevsky zapoczątkował odrodzenie szachów amerykańskich. Nim jednak przy szachownicy pojawił się młodziutki Bobby Fischer, przez turnieje i mecze rangi mistrzowskiej przewinęła się plejada wybitnych szachistów pochodzenia żydowskiego.
Wymienienie ich wszystkich, choćby tylko tych, którzy związali swe kariery z ZSRS, zabrałoby niestety zbyt wiele miejsca. Dlatego wypada ograniczyć się tutaj do mistrzów świata i bezpośrednich pretendentów do tego tytułu. Spośród pretendentów wspomnijmy więc o Salo Flohrze z Czechosłowacji (a potem ZSRS), któremu walkę o tytuł z Alechinem uniemożliwił rozpad ojczyzny, o Izaaku Bolesławskim, Dawidzie Bronsteinie oraz, trochę później, Jefimie Gellerze czy Wiktorze Korcznoju, którego zmagania z Karpowem i KGB starsi z czytelników być może jeszcze pamiętają.
Opuszczony przez Alechina fotel mistrzowski zajął w roku 1948 urodzony w 1911 r. koło Kuokkala, ale związany głównie z Leningradem, dr inż. Michaił Botwinnik, syn Mojżesza Botwinnika, technika dentystycznego. Ten wychowanek Pałacu Pionierów, gdzie dopiero w 12. roku życia miał okazję zapoznać się z szachami, czynił błyskawiczne postępy. Już w roku 1927 jako szesnastolatek zajął doskonałe 5. miejsce, debiutując w Mistrzostwach ZSRS.W odróżnieniu od swoich zagranicznych rywali karierę zawodniczą potrafił łączyć z nauką i pracą zawodową (choć nie dorównywał pod tym względem profesorowi matematyki i, mimo tytułu mistrza świata1935-1937, posiadającemu status amatora Holendrowi Machglisowi Euwe). 
Uważany za następcę Alechina od błyskotliwego sukcesu w wielkim turnieju moskiewskim z 1935 roku, wskutek wojny i zawirowań politycznych otrzymał i wykorzystał swą szansę dopiero po 13 latach. W okresie swej dominacji Botwinnik, wspierany przez sowiecką federację szachową i władze państwowe, miał ułatwione zadanie w pojedynkach o obronę tytułu z młodymi i "niepewnymi politycznie" krajowymi rywalami, silniej niż on akcentującymi swoje żydowskie korzenie. Dopiero w późno wydanej autobiografii mistrz zdecydował się ujawnić fakty, świadczące o presji politycznej, jakiej sam był poddawany i kłopotach stwarzanych mu ze względu na "złe pochodzenie". W roku 1960 oddał na krótko prymat brawurowo grającemu Michaiłowi Talowi z Rygi (ur. 1936), który okazał się później najskuteczniejszym z sowieckich szachistów w rywalizacji z Fischerem. Botwinnik był graczem niezwykle wszechstronnym, znakomicie przygotowanym teoretycznie, ale wystrzegającym się przecierania nowych szlaków.
Pod tym względem przewyższał go nie tylko Tal, ale i Borys Spasski (ur. 1937), kolejny mistrz świata o żydowskich korzeniach. Spasski, pochodzący z rozwiedzionej rodziny leningradzkiej (matka Żydówka), był, tak jak Botwinnik, wychowankiem Pałacu Pionierów. Tytuł mistrzowski wywalczył w drugim podejściu, pokonując w roku 1969 Tigrana Petrosjana, Ormianina w barwach ZSRS, ale wyłoniony z turnieju pretendentów rywal w postaci Bobby'ego Fischera odebrał mu go bez trudności po 3 latach. Wkrótce Spasski, rozżalony na rodzimą federację za jawne faworyzowanie młodego Toli Karpowa i represje, jakie spotkały go za utratę tytułu na rzecz Amerykanina, zamieszkał we Francji, stając się jednym z pierwszych dysydentów sportowych. Na początku lat 90. przypomniał o sobie staczając 15-rundowy przegrany mecz z powracającym do aktywności Fischerem.
Ostatnim kontynuatorem wielkiej tradycji, zapoczątkowanej przez Botwinnika, był w ZSRS startujący z powodzeniem do dziś Garry Kasparow (ur. w 1963 r. jako Harry Weinstein - po ojcu), pogromca Karpowa, osiągający w rankingach najwyższe w historii wskaźniki punktowe. Poza wspaniałą serią zwycięstw Kasparow pochwalić się może także wieloma nowinkami teoretycznymi wprowadzonymi "do obiegu". 
Na sam koniec pozostawiliśmy sylwetkę bodaj najsławniejszą - wielokrotnie już wspominanego Roberta Fischera (ur. w 1943 r. w Chicago). Otrzymany w prezencie na szóste urodziny komplet szachów przesądził o całej jego drodze życiowej. Już jako czternastoletni chłopiec wywalczył pierwszy tytuł mistrza Stanów Zjednoczonych (seniorów!), pokonując Reshevsky'ego. Rok później potrafił się przebić do wąskiego grona pretendentów do uczestnictwa w walce o szachową koronę. Od roku 1959 był już profesjonalnym graczem światowej czołówki, dyktującym organizatorom turniejów coraz wyższe żądania finansowe. W zamian zapewniał pełną widownię reagującą histerycznie na jego błyskotliwe i nowatorskie zagrania. Dziennikarzy fascynował swoimi dziwactwami (m.in. przynależnością do fundamentalistycznej World Church of God, zakazującej gry w szabat) oraz obsesjami, którym dawał swobodny wyraz w wywiadach. Początkowe niepowodzenia w rywalizacji z szachistami radzieckimi tłumaczył zmową obejmującą również działaczy FIDE. Dopiero seria miażdżących zwycięstw w trzecim kolejnym cyklu wyłaniającym pretendenta utorowała mu w roku 1972 drogę do bezpośredniego meczu ze Spasskim i upragnionego tytułu mistrza świata. Cieszył się nim tylko 3 lata, bowiem FIDE odrzuciła wygórowane warunki, jakie postawił kolejnym pretendentom. W konsekwencji najlepszy we wszystkich klasyfikacjach szachista świata znikł na wiele lat z oczu opinii publicznej. 
Na początku lat 90. zamieszkał w Budapeszcie, przeplatając skromną aktywność szachową z wystąpieniami politycznymi o silnie antyamerykańskiej i antyizraelskiej wymowie. Choć daleko mu dziś do dawnego poziomu, 744 partie, jakie rozegrał do roku 1973, zapewniły mu już dawno miejsce w szachowym Panteonie - obok Morphy'ego, Laskera i Capablanki. Nie można także zapominać o zasługach genialnego Amerykanina w zapewnieniu szachom wyższej rangi i, tym samym, wyższych nagród dla najlepszych graczy. Pod tym względem, jak i pod wieloma innymi, historia szachów dzieli się na dwa zasadnicze okresy: przed Fischerem i po nim.
Choć zabrakło miejsca na prezentację żydowskich szachistek oraz mistrzów dzisiejszych, a temat niezwykłej popularności szachów wśród mas żydowskich nie został w ogóle poruszony, przytoczone fakty dają podstawę do ostrożnej sugestii, iż nie tyle szczególne uzdolnienia do szachów, co cechy samej gry przesądzały o szerokim i trwałym zainteresowaniu nią wielu grup społeczności żydowskiej. Mogłoby to oznaczać, że ta szachowa pasja ujawniać się będzie również w kolejnych pokoleniach, niezależnie od zmiennych historycznie okoliczności, w jakich wypadnie im żyć. Poszukiwanie najlepszej z wielu możliwych kontynuacji przy wyraźnie sprecyzowanych regułach gry nie jest przecież dla ludzi podchodzących do życia z powagą li tylko intelektualną rozrywką.

Artykuł pochodzi z magazynu Midrasz

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego wydajesz tyle pieniędzy by Twój syn grał w szachy?

Na jednym z szachowych blogów znalazłem (J.S.) ciekawą wypowiedź dotyczącą nauki gry w szachy, której autorem jest  Martin Wollf . Genialna diagnoza! Pewien przyjaciel zapytał mnie: -  Dlaczego inwestujesz tyle pieniędzy i własnego czasu, aby twój syn uczył się grać w szachy? Moja odpowiedź: Cóż, muszę przyznać się do winy:  nie płacę za to, żeby mój syn grał w szachy. Czy wiesz, dlaczego płacę? - Płacę, żeby mój syn nauczył się być zdyscyplinowany. - Płacę również za to, by mój syn mógł ćwiczyć swój umysł i rozwijać swoją kreatywność. - Płacę za mojego syna, aby nauczył się radzić sobie z porażkami, z rozczarowaniami jeśli nie uda mu się osiągnąć tego, czego oczekiwał. - Płacę za mojego syna, aby nauczył się realizować swoje cele. - Płacę, aby moje dziecko zrozumiało, że aby osiągnąć mistrzostwo trzeba  ciężko pracować i trenować godzinami. I że sukces nie nastąpi z dnia na dzień. - Płacę za to, że mój syn nawiązał przyjaźnie na całe życie. - Płacę za mojego sy

Ognisko na szachownicy!

Nie wiem, czy młody mieszkaniec z Nowego Bytomia czytał książkę Aleksieja Szirowa " Ogień na szachownicy ". Jeśli znał, to wziął tytuł zbyt dosłownie, bo bawiąc w Rudzie Śląskiej z nudów rozpalił ognisko na betonowej szachownicy. Na szczęście zauważył to  operator monitoringu i młodzieniec zapłacił mandat w wysokości 500 złotych. Tak, nieznajomość zasad gry w szachy  szkodzi :)  Informację o zdarzeniu zamieścił portal internetowy Ruda Śląska - TUTAJ .

Debiuty szachowe dla początkujących - część pierwsza

Początkujący szachiści często nieudanie rozgrywają początkową fazę partii. Oczywiście trudności nie sprawiają same ruchy (bo ich nauczyć się nie sztuka) ale ich logika. Czegoż nie można zobaczyć w partii żółtodziobów: atak pionowy, miotanie się hetmanem po całej szachownicy, niefrasobliwość w obronie i osłabianie pozycji swojego króla. Jak należy grać aby uniknąć grubych błędów? Trzeba zapamiętać trzy magiczne słowa: pierwsze - centrum , drugie - mobilizacja , trzecie - bezpieczeństwo . Centrum Problem centrum zawsze zajmował szachistów w dawnych czasach. Uważano że ten, kto zajmie swoimi pionami centralne pola e4, d4, e5, d5 powinien szukać drogi do szybkiego zwycięstwa. Najlepiej przy pomocy taktyki. Współcześnie nie formuje się już tak kategorycznych ocen, ale pierwsza zasada debiutowała pozostaje niezmienna: najważniejsze w debiucie jest centrum . Dlatego trzeba dążyć do opanowania centrum swoimi pionkami i tak wyprowadzać figury, aby móc je atakować.  Partia Wł