Jak trenować grę w szachy samodzielnie ? - część 1
Z uwagi na pojawiające się od czasu do czasu prośby dotyczące szkolenia przypomnę (trochę rozszerzony i poprawiony) wpis z mojego starego bloga dotyczący samodzielnej pracy nad szachami.
Niedawno zwrócił się do mnie pewien młody człowiek, mieszkający w małej miejscowości gdzie nie ma klubu szachowego, z pytaniem: jak trenować samodzielnie ?
Zacznę nietypowo.
Nie ma nic lepszego niż trening szachowy pod okiem doświadczonego trenera.
Zwróćcie uwagę, że w innych dyscyplinach sportu (np. karate, lekkoatletyka, siatkówka) nikt nawet nie pomyśli, że można dojść do wysokiego poziomu bez trenera.
A w szachach?
Kupi taki jeden z drugim komputer, zainstaluje Fritza, zapuści silnik Stockfish i już uważa, że gra lepiej od arcymistrzów :)
Dlatego, jeśli chcecie osiągnąć w szachach znacznie więcej niż II czy I kategorię (a to można wyćwiczyć nawet z kompletnym beztalenciem) - poszukajcie trenera.
Moja rada, nie od razu takiego, który był znakomitym graczem i od razu po otrzymaniu tytułu instruktora uważa się za najlepszego trenera na świecie!
Jeśli jesteś dzieckiem, proponuję poszukać takiego trenera, który od lat zajmuje się pracą z najmłodszymi, a dzieci się do niego garną - nie musi być od razu mistrzem szachowym.
Papierkiem lakmusowym jego umiejętności będzie liczba dzieci na zajęciach i osiągnięcia jego podopiecznych w zawodach.
Jeśli jesteś dużym młodzieńcem, albo dojrzałym Panem (Panią) poszukaj klubu szachowego i postaraj się umówić na zajęcia indywidualne.
Mimo, że nie mam teraz czasu na trening, to kilka lat temu uległem prośbom pewnego zawodnika 50+ i udzieliłem mu kilku lekcji.
Ciekawa sprawa, facet grał na poziomie co najmniej III kategorii (grywał w internecie) ale kompletnie nie znał debiutów (popełniał stale te same błędy), nic nie wiedział o strategii podobnie o końcówkach.
Za to nieźle grał kombinacyjnie, widać było, że te kilka tysięcy partii rozegrał.
Ale, wracając do pytania młodego czytelnika, co zrobić, kiedy nie ma trenera, mieszka się daleko od klubu, ma mało czasu itd. itp.
Postaram się podzielić swoją wiedzą na ten temat, ale proszę nie traktować tego jak katechizmu, raczej jako moje, poparte wieloletnim doświadczeniem, spostrzeżenia i przemyślenia.
Na początku powinieneś sobie zadać pytanie - po co chcę się nauczyć grać (lepiej) w szachy ?
Odpowiedź na to pytanie jest najważniejsza.
Czy chcesz grać lepiej aby ograć kolegę który dokłada ci non stop?
A może chcesz wygrać turniej szkolny i zaimponować kolegom?
A może po prostu chcesz grać dobrze a w przyszłości kto wie, może nawet zostać mistrzem ?
Podam Wam humorystyczny przypadek z mojej praktyki. Kiedy uczyłem się w szkole średniej, modne były drużynowe rozgrywki pomiędzy szkołami.
Ja chodziłem do technikum, gdzie były dwie dziewczyny na całą szkołę. A wymogi w rozgrywkach drużynowych były takie, że zespół składał się z 4 zawodników (3 chłopców i dziewczyna). Wiadomo, że o część męską zespołu nie trzeba było się martwić, ale od lat szkoła grała w 3-osobowym składzie, mając na starcie od razu w plecy.
Grałem na pierwszej desce i pełniłem jakby funkcję kapitana ustalając skład.
Poprosiłem nauczyciela WF na dzień przed rozgrywkami, aby nakazał jednej z dwóch dziewcząt udział w zawodach szachowych.
Dziewczyna była nawet ładna, ale jak się domyślacie nie miała żadnego pojęcia o szachach.
Mając 2 godziny czasu w szkole, by przygotować ją do występu, musiałem coś wymyślić.
Już na początku straciłem z 30 minut na próbę nauczenie choćby ruchów, ale uznałem to za bezcelowe, bo koleżanka nawet jakby dała mata, to by tego nie zauważyła.
I co wymyśliłem?
Postawiłem na strategię :)
Grając czarnymi, nasza zawodniczka miała powtarzać dokładnie ruchy swojej przeciwniczki. Co więcej, miała to robić błyskawicznie, z pewną miną, szybko przełączając zegar (partie były 15 minutowe).
Po wykonaniu 6 - 7 posunięć miała za zadanie proponować remis!
Podobnie białymi. Miała wykonać ruch 1.a3 (to jedyny ruch którego zdołałem ją przez 2 godziny nauczyć :)) i powtarzać ruchy po czarnych.
Ale to oczywiście nie koniec. Kiedy weszliśmy na salę gry, wśród swoich kolegów z innych szkół rozpuściłem plotkę, że mamy w składzie niesamowitą bombę, dziewczynę która gra doskonale, że przeniosła się do nas z innej szkoły, ma I kategorię, ale nie zdążyła na czas dostarczyć legitymacji szachowej i zagra jako b/k.
I teraz najlepsze. Moja strategia (plus blef) sprawdziła się znakomicie. Na czwartej desce zdobyliśmy 2,5 pkt z 7 partii. Najpierw były trzy remisy a potem dostaliśmy walkower z którąś ze szkół, która nie miała w składzie dziewczyny. Dało to nam medalowe, 3 miejsce!
A na czym padliśmy?
W piątej partii nasza zawodniczka grała białymi. Wykonała 1.a3, na co jej przeciwniczka odpowiedziała silne a6!
Reszty się domyślacie, okazała się, że nasz as atutowy nie zna nawet ruchów!
Przegrała wszystko do końca!
Jak widzicie, intencja tego dwugodzinnego szkolenia była zupełnie nie z tej ziemi :)
Jurek Skonieczny
Niedawno zwrócił się do mnie pewien młody człowiek, mieszkający w małej miejscowości gdzie nie ma klubu szachowego, z pytaniem: jak trenować samodzielnie ?
Zacznę nietypowo.
Nie ma nic lepszego niż trening szachowy pod okiem doświadczonego trenera.
Zwróćcie uwagę, że w innych dyscyplinach sportu (np. karate, lekkoatletyka, siatkówka) nikt nawet nie pomyśli, że można dojść do wysokiego poziomu bez trenera.
A w szachach?
Kupi taki jeden z drugim komputer, zainstaluje Fritza, zapuści silnik Stockfish i już uważa, że gra lepiej od arcymistrzów :)
Dlatego, jeśli chcecie osiągnąć w szachach znacznie więcej niż II czy I kategorię (a to można wyćwiczyć nawet z kompletnym beztalenciem) - poszukajcie trenera.
Moja rada, nie od razu takiego, który był znakomitym graczem i od razu po otrzymaniu tytułu instruktora uważa się za najlepszego trenera na świecie!
Jeśli jesteś dzieckiem, proponuję poszukać takiego trenera, który od lat zajmuje się pracą z najmłodszymi, a dzieci się do niego garną - nie musi być od razu mistrzem szachowym.
Papierkiem lakmusowym jego umiejętności będzie liczba dzieci na zajęciach i osiągnięcia jego podopiecznych w zawodach.
Jeśli jesteś dużym młodzieńcem, albo dojrzałym Panem (Panią) poszukaj klubu szachowego i postaraj się umówić na zajęcia indywidualne.
Mimo, że nie mam teraz czasu na trening, to kilka lat temu uległem prośbom pewnego zawodnika 50+ i udzieliłem mu kilku lekcji.
Ciekawa sprawa, facet grał na poziomie co najmniej III kategorii (grywał w internecie) ale kompletnie nie znał debiutów (popełniał stale te same błędy), nic nie wiedział o strategii podobnie o końcówkach.
Za to nieźle grał kombinacyjnie, widać było, że te kilka tysięcy partii rozegrał.
Ale, wracając do pytania młodego czytelnika, co zrobić, kiedy nie ma trenera, mieszka się daleko od klubu, ma mało czasu itd. itp.
Postaram się podzielić swoją wiedzą na ten temat, ale proszę nie traktować tego jak katechizmu, raczej jako moje, poparte wieloletnim doświadczeniem, spostrzeżenia i przemyślenia.
Na początku powinieneś sobie zadać pytanie - po co chcę się nauczyć grać (lepiej) w szachy ?
Odpowiedź na to pytanie jest najważniejsza.
Czy chcesz grać lepiej aby ograć kolegę który dokłada ci non stop?
A może chcesz wygrać turniej szkolny i zaimponować kolegom?
A może po prostu chcesz grać dobrze a w przyszłości kto wie, może nawet zostać mistrzem ?
Podam Wam humorystyczny przypadek z mojej praktyki. Kiedy uczyłem się w szkole średniej, modne były drużynowe rozgrywki pomiędzy szkołami.
Ja chodziłem do technikum, gdzie były dwie dziewczyny na całą szkołę. A wymogi w rozgrywkach drużynowych były takie, że zespół składał się z 4 zawodników (3 chłopców i dziewczyna). Wiadomo, że o część męską zespołu nie trzeba było się martwić, ale od lat szkoła grała w 3-osobowym składzie, mając na starcie od razu w plecy.
Grałem na pierwszej desce i pełniłem jakby funkcję kapitana ustalając skład.
Poprosiłem nauczyciela WF na dzień przed rozgrywkami, aby nakazał jednej z dwóch dziewcząt udział w zawodach szachowych.
Dziewczyna była nawet ładna, ale jak się domyślacie nie miała żadnego pojęcia o szachach.
Mając 2 godziny czasu w szkole, by przygotować ją do występu, musiałem coś wymyślić.
Już na początku straciłem z 30 minut na próbę nauczenie choćby ruchów, ale uznałem to za bezcelowe, bo koleżanka nawet jakby dała mata, to by tego nie zauważyła.
I co wymyśliłem?
Postawiłem na strategię :)
Grając czarnymi, nasza zawodniczka miała powtarzać dokładnie ruchy swojej przeciwniczki. Co więcej, miała to robić błyskawicznie, z pewną miną, szybko przełączając zegar (partie były 15 minutowe).
Po wykonaniu 6 - 7 posunięć miała za zadanie proponować remis!
Podobnie białymi. Miała wykonać ruch 1.a3 (to jedyny ruch którego zdołałem ją przez 2 godziny nauczyć :)) i powtarzać ruchy po czarnych.
Ale to oczywiście nie koniec. Kiedy weszliśmy na salę gry, wśród swoich kolegów z innych szkół rozpuściłem plotkę, że mamy w składzie niesamowitą bombę, dziewczynę która gra doskonale, że przeniosła się do nas z innej szkoły, ma I kategorię, ale nie zdążyła na czas dostarczyć legitymacji szachowej i zagra jako b/k.
I teraz najlepsze. Moja strategia (plus blef) sprawdziła się znakomicie. Na czwartej desce zdobyliśmy 2,5 pkt z 7 partii. Najpierw były trzy remisy a potem dostaliśmy walkower z którąś ze szkół, która nie miała w składzie dziewczyny. Dało to nam medalowe, 3 miejsce!
A na czym padliśmy?
W piątej partii nasza zawodniczka grała białymi. Wykonała 1.a3, na co jej przeciwniczka odpowiedziała silne a6!
Reszty się domyślacie, okazała się, że nasz as atutowy nie zna nawet ruchów!
Przegrała wszystko do końca!
Jak widzicie, intencja tego dwugodzinnego szkolenia była zupełnie nie z tej ziemi :)
cdn.
Komentarze
Prześlij komentarz